Nobel dla historyka duszy

Po ogłoszeniu nazwiska laureatki tegorocznej literackiej Nagrody Nobla po raz pierwszy w moim życiu powiedziałam: "A znamy się, znamy".
I myślę, że nie byłam w tym odosobniona. Bowiem Swietłana Aleksijewicz jest w Polsce chętnie czytana. Nie tylko dlatego, że pisze o sprawach, które na tej szerokości geograficznej nie są nikomu obce, ale też z powodu gatunku jaki uprawia. Reportaż ma w Polsce długoletnią tradycję, i wciąż uwielbiamy dobrze napisaną literaturę faktu. Dlatego wczorajszą wiadomość przyjęłam z wielką radością.
Kapituła nagrody uhonorowała Swietłanę Aleksijewicz za "polifoniczne pisarstwo, pomnik cierpienia i odwagi w naszych czasach". Ja uhonorowałabym ją za to, że dzięki jej książkom zainteresowałam się zjawiskiem promieniotwórczości, historią rewolucji (wciąż próbuję dorwać w bibliotece Dzieła Lenina), sytuacją polityczną byłych republik ZSRR. A przede wszystkim jestem jej wdzięczna za liczne wzruszenia i pocieszenie, bo przecież wcale mi nie jest tak źle, inni mają gorzej.

O ludziach dla ludzi
Co mnie najbardziej urzeka u Aleksijewicz jest jej sposób przedstawienia ważnych wydarzeń w historii ZSRR. W jej książkach wielką narrację (jaką są dzieje Rosji Radzieckiej) przyćmiewają te małe, którymi są tragedie zwykłych ludzi. Każda z tym historii stanowi kolejne cegiełki budujące imperium sowieckie, bez tych ludzi nie byłoby przecież Związku Radzieckiego. To były czasy, podczas których partia komunistyczna w trosce o równość, tworzyła ze społeczeństwa bezimienną masę. Swietłana Aleksijewicz z tej masy pracowicie wyłuskała pojedyncze opowieści, traktujące często o zwykłej codzienności. Tak upomniała się właśnie o postaci likwidatorów w Czarnobylskiej modlitwie. Kronice przyszłości, ponieważ dla ówczesnej władzy ci ludzie powinni pozostać anonimowymi bohaterami. Tak samo upomniała się o głos kobiet, walczących na froncie w szeregach Armii Czerwonej (Wojna nie ma w sobie nic z kobiety), a o których zapomniała sama historia. Aleksijewicz jest obrończynią ludzi, z ich uczuć, tragedii, codzienności niczym Arachne tka monumentalne płótno jakim jest XX-wieczna historia Związku Radzieckiego.

Homo sovieticus
Swietłana Aleksijewicz odwala też robotę za antropologów i badaczy współczesnej myśli politycznej. Opowieści których wysłuchuje są świadectwem przemian, jakie zaszły w obywatelach Związku Radzieckiego. W Czasach second-hand. Końcu czerwonego człowieka identyfikuje się ze swoimi rozmówcami, sama nazywając siebie przedstawicielką homo sovieticus. Możemy więc zaufać jej literaturze, zwłaszcza, że mimo tej współtożsamości nigdy nie ocenia bohaterów swoich reportaży, nie wpływa też na naszą opinię o nich. Jest szczera, a jednocześnie rzetelna w swojej pracy. Swoich rozmówców dobiera tak, żeby problem ująć z wielu możliwych stron, sama zaś mimo empatii, pozostaje bezstronna. To wspaniała cecha u reportażysty: zaczarować czytelnika polifonicznością opowieści, jednocześnie dając mu wolność wyboru stanowiska. 
Chciałam się wstrzymać z zakupem i zapolować na jakąś promocję Cynkowych chłopców, nowego cyklu reportaży Aleksijewicz o rosyjskich żołnierzach walczących w Afganistanie, ale chyba się nie doczekam, bo od wczoraj daje się zauważyć wzmożone zainteresowanie jej książkami. Ale to chyba tak już jest, że zwracamy uwagę na pisarza dopiero gdy interesuje się nim kapituła jakiejś ważnej nagrody.

P.S. Postanowiłam nadrobić moje braki w znajomości tegorocznych finalistów Nagrody Literackiej Nike. Po ogłoszeniu zwycięzcy jakoś łatwiej o te pozycje we wrocławskich bibliotekach... 

Komentarze

Popularne posty