"Gdy dostajesz od życia cytrynę..." Królowa powraca
Królowa jest tylko jedna. I choć
chciałaby nią być nasza swojska Doda, to jednak ten tytuł należy się tylko
jednej osobie: Beyonce.
Queen B od czasu albumu BDay nie musi nic nikomu udowadniać. A
jednak jej każda kolejna płyta to następny krok do stania się Legendą.
Zaskoczyła wszystkich już pod koniec 2013 roku, kiedy wydała wizualny album Beyonce. I nie chodzi mi tu o to, że
płyta pojawiła się niespodziewanie, a do każdej piosenki nakręcono teledysk.
Nie, Beyonce wtedy pokazała jak bardzo dojrzała i w imię sztuki potrafi wyjść
ze swojej strefy komfortu.
Jednak większą
niespodzianką była wydana kilka dni temu
Lemonade. Królowa zaskoczyła jeszcze
bardziej, bo tym razem nikt nie wiedział, że płyta w ogóle powstaje. Beyonce jakby
od niechcenia udostępniła ją w serwisie Tidal, a świat oszalał.
Dawne
quasi-feministyczne manifesty Beyonce to w porównaniu z tekstami z Lemonade spokojne bajeczki na dobranoc.
Ten album jest niegrzeczny, wulgarny i zdecydowany. Królowa każde pozdrowić
wszystkich chłopców środkowym palcem. Widocznie singielkom z 2008 roku znudziło
się czekanie na pierścionek (Single
Ladies), teraz one są najważniejsze i to o ich względy należy walczyć.
Na szczęście dzięki stylowemu
miksowi w Lemonade nie ma zbyt dużo
typowo „bijąsowych” ballad, które były jej wizytówką od czasów Listen. W najnowszym albumie naliczyłam
ich tylko trzy: otwierający płytę Pray
you Catach me, Sandcastles oraz
na szczęście trwający tylko 1:19 Forward.
Pani Carter zdążyła już udowodnić, że śpiewać potrafi i nie musi nagrywać
kolejnych smutnych kawałków, w których chwali się mocą swojego głosu. W Lemonade chodzi raczej o inne emocje
oraz wizerunek dojrzałej, seksownej kobiety, która walczy o swoje prawa. I
wszystkie powinnyśmy brać z niej przykład.
Jakoś mi się nie chce wierzyć w
liczne spekulacje na temat teorii dotyczących treści Lemoniady. Podobno jest to osobisty zapis uczuć Beyonce zdradzonej
przez męża. Ale piosenkarka do tej pory tak bardzo ceniła swoją prywatność, że
o jej ślubie, pierwszym poronieniu, czy szczęśliwej wreszcie ciąży świat
dowiedział się z kilkumiesięcznym opóźnieniem. Wątpię, że Królowa tak ochoczo
informowałaby swoich fanów, że jest zdradzana. Pewnie uważa to za doskonały
chwyt marketingowy, dlatego też nie wydała jeszcze oficjalnego oświadczenia.
Ważne, żeby hajs się zgadzał. Ale za tak dobrą płytę, jaką jest Lemonade to jej nawet nie żałuję.
Jednak troszkę jej
zazdroszczę, bo gdy była nastolatką dostała od życia cytrynę i z premedytacją
zrobiła z niej lemoniadę.
Komentarze
Prześlij komentarz